Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rzeź wołyńska nadal jest cierniem w relacjach Polski z Ukrainą [ROZMOWA]

Jaromir Kwiatkowski
Wideo
od 16 lat
IPN będzie konsekwentnie podnosił kwestię ekshumacji i pochówków pomordowanych na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej - mówi dr Tomasz Bereza, historyk z Oddziału Instytutu w Rzeszowie.

11 lipca obchodzimy Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II RP. W tym dniu przypada 80. rocznica tzw. krwawej niedzieli, gdy w około 100 miejscowościach na Wołyniu doszło do największej fali mordów na Polakach. Czy te mordy to była czystka etniczna na przedstawicielach naszego narodu, którzy stanowili 16% mieszkańców tamtych ziem?

Oczywiście, była to czystka etniczna, a w ujęciu prawnym - ludobójstwo. Było to działanie starannie zaplanowane, któremu – szczególnie latem 1943 roku – banderowcy nadali charakter pozorowanej wojny ludowej.

Do wątku „wojny ludowej” zaraz wrócimy. Co ma pan na myśli mówiąc, że było to działanie zaplanowane?

Była to realizacja scenariusza opracowanego jeszcze przed wojną przez Mychajłę Kołodzińskiego (w 1939 roku dowódcy Siczy Karpackiej), ujętego w formie pisemnej pod nazwą „Ukraińska doktryna wojenna” z 1938 roku. Zakładał on wyniszczenie-wypędzenie ludności polskiej, również przy użyciu barbarzyńskich metod, które miały przynieść efekt zastraszający, paraliżujący. Już w 1941 roku, tuż po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej, swoistej próby generalnej tego scenariusza. Bojówki Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów dokonały wówczas wielu pogromów ludności żydowskiej, ale również licznych zabójstw Polaków, z zastosowaniem barbarzyńskich metod, m.in. przy użyciu siekier.

Jaki był polityczny cel tego ludobójstwa?

Celem było pozbycie się – wszelkimi możliwymi metodami - Polaków z terenów spornych, uważanych przez nacjonalistów za ziemie etnicznie ukraińskie. A w konsekwencji wywalczenie niepodległego państwa ukraińskiego, wolnego od mniejszości narodowych. Metody walki o to państwo były zawarte już w „Dekalogu ukraińskiego nacjonalisty” z 1929 roku, autorstwa Stefana Łenkawskiego, gdzie była mowa o „podstępie” i „największej zbrodni”. Trzeba pamiętać, że ponad 20 lat wcześniej tereny, do których rościli sobie prawo nacjonaliści, był obszarem regularnej wojny między Polakami a Ukraińcami. Walkę tę Ukraińcy przegrali. Na początku lat czterdziestych XX w. państwo ukraińskie w granicach etnicznych chcieli zrealizować metodą faktów dokonanych.

Dlaczego uznali, że w niepodległym państwie ukraińskim nie ma miejsca dla Polaków? I że najlepiej stworzyć państwo czyste etnicznie?

Jeżeli spojrzymy na narodową myśl ukraińską, począwszy od Mykoły Michnowskiego i Ukraińskiej Partii Ludowej, to zobaczymy, że tamtejszy nacjonalizm miał często charakter konfrontacyjny w stosunku do „obcoplemieńców”. Później, w latach dwudziestych XX wieku mamy wizję państwa w ujęciu Dmytro Doncowa oraz rosnącą radykalizację, na którą niewątpliwie miały wpływ faszyzm we Włoszech i niemiecki nazizm.

Metody, których używali ukraińscy nacjonaliści przy realizacji swojego celu politycznego były nie tylko radykalne, ale wręcz barbarzyńskie. Opisy mrożą krew w żyłach, więc ich sobie oszczędźmy. W każdym razie starsi ludzie do dziś, często ze strachem, opowiadają o okrucieństwach, jakich dopuściły się oddziały UPA, mordujące Polaków w sposób wyjątkowo drastyczny, nie mając względu także dla kobiet, dzieci czy osób starszych.

Aby to zrozumieć, musimy spojrzeć na to, co się działo w latach 1941-1942. A więc na wyniszczenie ludności żydowskiej przez Niemców, zresztą przy współudziale policji ukraińskiej. Już latem 1941 roku Żydzi byli mordowani przez tzw. siczowników, tj. milicję tworzoną przez OUN przy milczącej akceptacji Niemców. Rok 1942 pokazał, że bezwzględnymi działaniami można unicestwić społeczność, która przez wieki funkcjonowała na jakimś obszarze.

Barbarzyństwo było wpisane w scenariusz napisany przez OUN jeszcze przed wybuchem II wojny światowej, a pogłębiony analizami z wiosny 1941 roku. W dokumencie „Walka i działalność OUN w czasie wojny”, którego autorami byli Roman Szuchewycz, Jarosław Stećko i Stefan Łenkawski - ten sam, który wcześniej przygotował „Dekalog ukraińskiego nacjonalisty” – zapisano: „Nasza władza musi być straszna dla naszych przeciwników”. Ten terror miał paraliżować Polaków.

Czy Ukraińcy zakładali, że informacje o ich okrucieństwie rozejdą się szerzej i spowodują, iż Polacy uciekną z tamtych terenów?

OUN i UPA liczyły na efekt psychologiczny. Taki scenariusz był realizowany szczególnie w Małopolsce Wschodniej od początku 1944 roku, już po tym, co się wydarzyło na Wołyniu. Rzeczywiście, ukraińscy nacjonaliści liczyli na to, że ich barbarzyństwo spowoduje panikę wśród ludności polskiej, która będzie masowo uciekać „za San”. W odniesieniu do Podola oraz okolic Lwowa można zauważyć pewną prawidłowość: najpierw na terenie powiatu wybierano jedną lub kilka wiosek zamieszkiwanych przez Polaków. Dokonywano w nich masowych mordów, po czym OUN prowadziła kampanię ulotkową, żądając od pozostałych mieszkańców tego powiatu „wyniesienia się za San”. Taki scenariusz był realizowany aż do terenów dzisiejszej Polski, do powiatu lubaczowskiego.

Czytałem, że nawet Niemcy byli przerażeni stopniem tego okrucieństwa. Co powodowało, że Ukraińcy mogli na tamtym terenie działać tak swobodnie?

Musimy się tu cofnąć jeszcze do czasów okupacji sowieckiej. Wcześniejszy terror sowiecki w dużym stopniu pozbawił Polaków zaplecza kadrowego do przygotowania obrony. Osadników wywieziono w lutym 1940 roku, oficerów Wojska Polskiego i policjantów wymordowano w ramach Zbrodni Katyńskiej. Latem 1941 roku, i to nie jest przypadek, kiedy dochodziło do pogromów na Żydach, ginęli również Polacy uważani za lokalnych liderów czy też byli przedwojenni zawodowi podoficerowie w wojsku. Polacy byli więc osłabieni wcześniejszym terrorem.

Wspomniał pan, iż ludobójstwo na Wołyniu miało charakter pozorowanej wojny ludowej. Trzeba w tym miejscu zauważyć, że do mordowania Polaków upowcy wciągnęli chłopów, bazując na ich resentymentach. Część ukraińskich historyków twierdzi nawet, że rzeź wołyńska była chłopską rabacją wymierzoną w polskich ciemiężycieli.

Ci historycy twierdzą też, że te wydarzenia pokazują ludowy, oddolny charakter tej czystki etnicznej. To nieprawda. Ona nie miała charakteru oddolnego. Scenariusz był opracowany wcześniej, a chłopi, którzy zazwyczaj tworzyli kordon wokół polskich wiosek, wcześniej uczestniczyli w zbiórkach, na których przedstawiciele OUN czy UPA informowali ich o tym, jakie mają zadania. Zaangażowanie mogło być podyktowane zarówno chęcią zysku-zdobyczy, jak i strachem przed represjami ze strony nacjonalistów.
Czy działania ukraińskich nacjonalistów nie trafiały jednak na podatny grunt? W tym sensie, że II RP nie zawsze we właściwy sposób odnosiła się do mniejszości narodowych.

Ukraińscy nacjonaliści na pewno odwoływali się do nierównego traktowania mniejszości ukraińskiej, szczególnie w latach trzydziestych, do akcji kolonizacyjnej czy akcji likwidacji cerkwi, szczególnie na Chełmszczyźnie. Polityka polskich władz wobec mniejszości ukraińskiej nie była spójna. Był przecież eksperyment Henryka Józewskiego, wojewody wołyńskiego w latach 1928-1929 i 1930-1938, realizowany praktycznie do roku 1938. Józewski dążył do zaangażowania Ukraińców w działalność publiczną, samorządową. Musimy pamiętać też o tym, że Wołyń podlegał wpływom nie tylko ukraińskich nacjonalistów. Oprócz nich działali tam także komuniści.

Faktem jest jednak, że jeżeli nawet ukraińscy chłopi mogli mieć poczucie krzywdy, to nie usprawiedliwia to tego, iż szli z piłami i siekierami mordować Polaków. Podobnie jak upowców nie usprawiedliwia, że wielu ich przywódców zginęło później z rąk sowieckich.

To prawda, tylko musimy pamiętać o proporcjach. W wyniku działań UPA zginęło co najmniej 100 tysięcy Polaków, natomiast w okresie po roku 1941 do początku lat pięćdziesiątych UPA i bojówki OUN zabiły trzydzieści kilka tysięcy „Sowietów”, tj. enkawudzistów, czerwonoarmistów, funkcjonariuszy partyjnych, ale i działaczy kołchozowych oraz osób uznanych za sympatyków komunistycznych władz. To nam pokazuje różnicę skali. Działalność UPA przyniosła najwięcej ofiar wśród polskiej ludności cywilnej, wśród chłopów.

Żeby oddać Ukraińcom sprawiedliwość, trzeba zaznaczyć, że byli i tacy, którzy ostrzegali swoich polskich sąsiadów przed mającym nastąpić atakiem ich ziomków. Być może nie była to duża skala, tym niemniej takowi sprawiedliwi byli.

Zgadza się. Takie przypadki były, a informacje na ich temat można znaleźć w dokumentach. Ci Ukraińcy ostrzegali Polaków, ukrywali, przewozili potajemnie do większych ośrodków, gdzie ci Polacy mogli już czuć się bezpiecznie. Musimy pamiętać o tym, że Ukraińcy ukrywający Polaków, szczególnie na Wołyniu, byli w pewnym sensie w podobnej sytuacji jak Polacy ukrywający Żydów. Też ryzykowali życiem i życiem za to płacili. Dokładnych badań na ten temat nie prowadziłem, ale p. Ewa Siemaszko i p. Romuald Niedzielko doliczyli się około 400 przypadków osób, które poniosły śmierć za ukrywanie polskich sąsiadów. Przypadków pomocy było na pewno znacznie więcej.

Czy Polskie Państwo Podziemne mogło mocniej wesprzeć Polaków z Wołynia?

Trwają na ten temat spory. Polskie Państwo Podziemne przygotowywało się przede wszystkim do powstania powszechnego. Natomiast problem był bardzo długo przez nie bagatelizowany. Na podstawie analizy dokumentów odnalezionych w archiwach w Londynie odniosłem wrażenie, także na podstawie dokumentów przechowywanych w Londynie, że ze skali zbrodni zaczęto zdawać sobie sprawę dopiero w lipcu 1943 roku, po „krwawej niedzieli”, kiedy ogromna masa uchodźców pojawiła się na lewym brzegu Bugu.
Historycy, jak pan wspomniał, oceniają liczbę ofiar ludobójstwa na Wołyniu na co najmniej 100 tysięcy. Czy chodzi o sam Wołyń?

Nie. Z tych co najmniej 100 tysięcy, około 60 tysięcy to osoby zamordowane na Wołyniu, a 40 tysięcy w Małopolsce Wschodniej.

Zbrodnia wołyńska stanowi cierń w relacjach Polski z Ukrainą. Po napaści Putina na ten kraj schowaliśmy tę tematykę nieco w cień, uznając, że nie jest to najlepszy moment do rozmów na ten temat. Jednak Polaków boli, że kult UPA i Bandery nie zniknął z ukraińskich ulic i świadomości obywateli.

To skutek kilkudziesięciu lat polityki historycznej kreowanej dość sprawnie przez ukraińskie środowiska emigracyjne. Większość wspomnień i opracowań pomija niewygodne fakty lub je marginalizuje. Skutkiem tego spotykamy się z tezą, że nie było ludobójstwa na Wołyniu, tylko była wojna polsko-ukraińska.

Kult UPA i Bandery chętnie podchwytuje propaganda rosyjska, przedstawiająca Ukraińców jako banderowców i faszystów, ale to nie nasz problem. My musimy pamiętać o polskich krzywdach i twardo domagać się, by władze ukraińskie wreszcie uznały, że to było ludobójstwo. Musimy domagać się ekshumacji ofiar i ich godnego upamiętnienia. Czy w związku ze zbliżającą się 80. rocznicą zbrodni wołyńskiej można się spodziewać jakiegoś przełomu?

Nie jestem w stanie odpowiedzieć. To pytanie raczej do polityków. Natomiast IPN będzie konsekwentnie podnosił kwestię ekshumacji i pochówków pomordowanych na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Rzeź wołyńska nadal jest cierniem w relacjach Polski z Ukrainą [ROZMOWA] - Nowiny

Wróć na przeworsk.naszemiasto.pl Nasze Miasto